Scott The Ski

wpid-wp-1427271771657.jpeg

Tak jak było powiedziane w poprzednim wpisie – najbardziej spodobały mi się Scotty The Ski 175cm – i takie też kupiłem.

Uparłem się na model z rocznika 2015/16 – tegoroczne (14/15) są białe z kolorowymi prostokątami. Model na 15/16 jest czarny z przezroczystymi prostokątami z pomarańczową obwódką (widać rdzeń!) – wyglądają zdecydowanie lepiej! Udało się takowe dopaść gdzieś w czeluściach internetu i sprowadzić ze Słowenii.

Jako, że jeszcze jest śnieg w górach, zdążyłem jeszcze pojeździć na nich prawie 7 godzin na Czarnej Górze. Warunki były w większości miękkie (21 marca – słoneczko, +8 stopni), ale w miejscach zacienionych śnieg był twardy. Poza tym, miejscami ludzie wydrapali miękki śnieg aż do zlodzonego podkładu.

Scotty w każdym rodzaju śniegu sprawdzały się doskonale – na twardym trzymały pewnie (nie aż tak jak zawodnicze slalomki, ale całkiem przyzwoicie), w miękkim, dzięki rockerowi i sporej szerokości również radziły sobie dobrze.

Scott The Ski 175cm

Scott The Ski 175cm

Ten model ma dość specyficzną geometrię. Przy długości 175cm mają taliowanie 130-91-120, przy czym promień skrętu jest określany oddzielnie dla dziobów, środka i tyłów narty. Wynosi kolejno 16m, 21m i 12m. Jest to o tyle nietypowe, że większość dostępnych na rynku nart ma albo w miarę równomierne taliowanie, albo są mocniej taliowane na przednim odcinku. Tutaj natomiast akcent jest położony na tyły, co daje kilka efektów. Po pierwsze – dłuższy przedni promień w połączeniu z rockerem powoduje, że nie wchodzą agresywnie w skręty, dzięki czemu skuteczniej przebijają się przez miękkie zwały śniegu. Przy końcu skrętu specyficznie dokręcają, dzięki czemu można od razu je daleko odesłać w kolejnym skręcie. Przy okazji trzeba uważać jak się zostanie na tyłach – zacieśniają wtedy promień skrętu – mi to akurat pomagało powrócić do zrównoważonej pozycji, ale niektórym może przeszkadzać. Poza tym – krótszy promień z tyłu pomaga manewrować na muldach.

Dynamika jest dobra. Nie katapultują co prawda jak komórkowe slalomki, ale pozwalają na całkiem dynamiczną jazdę – nawet z większymi prędkościami (chociaż wtedy czuć, że tyły chcą skręcać bardziej). Nie są wytłumione warstwami metalu, dzięki czemu zachowują się całkiem żwawo. Tak przy okazji ciekawostka – narty zawodnicze mają zwykle dwie warstwy metalowe nad i pod rdzeniem – są bardzo dynamiczne. Moje stare narty allmountain też mają dwie warstwy metalu nad i pod rdzeniem drewnianym i tutaj metal wytłumia – są bardzo spokojne. Scotty The Ski natomiast nie mają warstw metalowych i plasują się gdzieś pomiędzy nimi.

Trzymanie w głębokich skrętach jest bez zarzutu – spokojnie dały się prowadzić w skrętach funcarvingowych:

Scott The Ski

Funcarving na Scottach The Ski 175cm

 W porównaniu do Scottów Crusade wydają się być jednak nieco sztywniejsze. Daje to zapewne większą stabilność, ale kosztem możliwości wykonywania bardzo ciasnych ciętych wiraży. To w każdym razie postaram się potwierdzić w przyszłym sezonie, kiedy będzie możliwość pojeżdżenia na obu modelach w podobnych warunkach.

Tak czy inaczej – jest to doskonała narta do jazdy w każdych warunkach! Potrafiłem na nich wykonać zakręt w lewo na twardym zlodzonym odcinku, krawędź zmienić wpadając w zwały miękkiego śniegu, w którym następnie wykonywałem zakręt w prawo. I tu, i tu zakręcały jak trzeba. Wreszcie znalazłem dla siebie narty do jazdy po wszystkim!