W tym roku demo Scotta odbywało się głównie we mgle. Na szczęście śnieg też był, i to w ilościach zaskakująco wystarczających. Udało się tym razem dokończyć „objeżdżanie” reszty kolekcji trasowej.
Warunki

Najlepiej warunki widać na zdjęciu.
Z racji nieco wiosennej pogody tej zimy, śnieg był w różnym stanie. Na niższych częściach stoku zalegała miękka śniegowo-lodowa kasza. Środkowe partie były pokryte miękkim śniegiem, który dość szybko został zdrapany i miejscami spod niego wystawały łaty lodu. Najwyższe trasy dla odmiany ładnie trzymały śnieg aż do końca dnia. Najgorsza niestety była mgła – rano gęsta, później bardzo gęsta (nie było widać drugiego końca w poprzek trasy). Dopiero po 14:00 nieco odpuściła i w końcu było widać po czym się jedzie.
Scott Black Majic
Na tym modelu jeździłem najwięcej – zacząłem od długości 177cm. Od razu zaskoczyły mnie zwrotnością. Nie jest to może slalomka, ale jak na nartę o takiej długości zakręca bardzo sprawnie. Dodatkowo – podobnie jak inne modele Scotta – bardzo mocno daje się na nich dokręcać skręty tylko przez głębokie zakrawędziowanie. Prawdopodobnie to zaleta geometrii 3D którą chwali się producent. Co prawda starsze modele, jak na przykład Crusade, też działały w podobny sposób, a tam używano geometrii nazywanej Dual Radius. Wygląda na to, że ogólnie Scott robi narty w ten sposób – a mi to bardzo odpowiada! Jedynym problemem był zbyt szeroki ski-stoper – przy większych wychyleniach zaczynał zahaczać o śnieg i trochę destabilizował nartę. Na szczęście drugi egzemplarz o tej samej długości, na którym zamykałem dzień, miał już stopery dobrze dopasowane i na tych nartach naprawdę można było sobie poszaleć! Nie są co prawda aż tak „terenowe” jak na przykład The Ski, ale radzą sobie całkiem przyzwoicie z praktycznie każdym rodzajem śniegu. Dynamika – dobra. Nie są bardzo sprężyste, nie wyrzucają ze skrętu, ale też nie powiedziałbym, że są całkiem wytłumione (a spotkałem się z takim określeniem w niektórych testach). Podobnie jak w The Ski – dynamiczna końcówka skrętu wynika częściowo z mniejszego promienia skrętu w tylnej części narty.
Dla porównania wziąłem sobie też długość 167cm – zwłaszcza, że moment kiedy je braliśmy przypadł na najgorszą mgłę – stąd wolałem coś krótszego. Było wyraźnie czuć, że to nie jest długość na moją wagę – było je ledwo czuć na nogach, ale po chwili przyzwyczajania można było naprawdę sobie poszaleć. Z racji mniejszego promienia i jeszcze mniejszej sztywności dawały się wcisnąć w naprawdę krótkie skręty. Tym niemniej, nie polecałbym do codziennej jazdy nikomu o moich gabarytach (a jestem raczej lekki).
Scott Sagebrush
Najszersze z linii „Sun Valley Collection” i – w mojej opinii – najładniejsze w całej kolekcji firmy Scott. Ich wierzchnia warstwa jest przezroczysta, dzięki czemu możemy podziwiać pełny drewniany rdzeń narty (jako że warstwa kompozytu z włókna szklanego i żywicy też jest przezroczysta, to go całkiem dobrze widać). Naniesione kolorowe pasy też są częściowo przezroczyste – całość wygląda naprawdę niesamowicie! W jeździe wypróbowałem je w długości 178cm. Z całkiem przyzwoitym taliowaniem (promień skrętu to ok. 18m) i szerokością 100mm pod stopą są naprawdę duże. I niestety – trochę to czuć na nogach. Miałem trochę pecha, że akurat jeździłem na nich w czasie bardzo silnej mgły, przez co nie miałem jak się rozpędzić – a wydaje się, że działałyby wtedy lepiej. W wolniejszej jeździe niestety czuć ciężar, a nieco większa sztywność powoduje, że nie da się ich zmuszać do tak ciasnych zakrętów jak The Ski, albo Black Majic. Zdecydowanie widać, że jest to narta na większe tereny, freeride i większe prędkości niż było to możliwe tym razem.
Scott The Ski
Tym razem dla odmiany wziąłem krótsze niż poprzednio – 165cm. Domyślałem się, że będą za krótkie, ale zawsze lepiej sprawdzić na własnej skórze (albo raczej – własnej nodze). I faktycznie – sprawiały trochę wrażenie jak snowblade’y, bo trzeba pamiętać, że mają naprawdę długie dzioby. Stąd odcinek krawędzi który dotyka śniegu jest znacznie mniejszy niż u slalomek o tej samej długości. Wymagały więc chwili przyzwyczajenia, ale ostatecznie to te same dobre The Ski – radzą sobie w terenie, miło zacieśniają łuki na krawędziach i są dość łatwe w jeździe. Z tymi trzeba było tylko uważać, żeby nie nabrać za dużo prędkości, bo nie dało się wtedy nadążyć za ich skrętem. Podsumowując – ciekawe, ale nie polecam takiej długości jako jedynych nart dorosłym mężczyznom. Bierzcie 175cm albo więcej.
Scott Reverse
Z racji tego, że przez jazdę we mgle skończyła nam się nieco energia, postanowiliśmy wziąć coś łatwiejszego w jeździe. I Reversy okazały się być znakomitym wyborem! Wybraliśmy dobrze nam znany z poprzednich testów model w długości 176cm – dzięki długim dziobom i rockerowi nie czuć aż tak ich długości, natomiast ich elastyczność zdecydowanie nie męczy. Bardzo dobrze też pokonywały wszystkie nierówności terenu. Mniej więcej w tym okresie mgła zaczęła się nieco rozrzedzać. Z racji zwiększonej widoczności popróbowałem na nich też nieco mniej typowej jazdy – mianowicie funcarvingu. Mimo takiej długości, 15m promienia skrętu, 87mm szerokości pod stopą i braku płyty – sprawdziły się całkiem dobrze. Wygląda na to, że funcarving nie wymaga aż tak specjalistycznych nart…
Ogólnie są całkiem przyjemne narty – może nieco mniej dynamiczne od The Ski albo Black Majic, ale też prostsze w obsłudze.
Podsumowanie
Ponieważ Scott nie zmienia swojej kolekcji nart na trasę (i nie jest też ona zbyt duża, więcej mają freeride’ówek), udało mi się dokończyć objeżdżanie kompletu tych nart. Praktycznie każda z nich ma jedną wspólną cechę – bardzo mocno zacieśniają promień skrętu wraz ze zwiększeniem kąta zakrawędziowania. Odnosi się wrażenie, że nieco więcej niż narty innych producentów – coś jakby inne narty po zwiększeniu kąta zacieśniają promień o np. 25%, natomiast Scotty po takim samym zwiększeniu pochylenia zacieśniają go o 50%. Prowadząc te narty relatywnie płasko traci się bardzo dużo z ich możliwości – stąd początkowo można odnieść wrażenie, że są mało zwrotne. Natomiast po przyłożeniu się i włożeniu ich mocniej w skręt, okazuje się że można na nich wywijać naprawdę szalone łuki!
Trzeba przyznać, że Scott potrafi projektować naprawdę dobre terenowe narty. Zarówno Black Majic, jak i pozostałe modele, bardzo przyzwoicie radziły sobie w popołudniowym, rozjeżdżonym śniegu – w warunkach w których slalomki zaczynają już wymiękać.
- Scott Sagebruch na wyciągu
- Seria krótasków - Black Majic 167cm
- Radość na przykrótkich The Ski
- Słoneczko raczyło wyjść. To szalejemy na Black Majic!
- Na koniec dnia zrobiło się całkiem ładnie.
- Nareszcie na własnych The Ski.